Gdy się miał z żydy potykać,
Począł z niemi wprzód rozmawiać,
Pytał ich kogo szukacie,
Jeśli mnie? oto mię macie.
Prędko kniemu przyskoczyli,
O ziemię go uderzyli;
Z głowy, z brody włosy rwali,
Opak mu ręce związali.
Związawszy go tak okrutnie,
Wiedli go do miasta chutnie;
Pchnęli go w rzekę cedrową,
Unurzali go i z głową.
Sami zdrajcy szli po moście,
Pana wiedli w rzekę proście.
Powalił się upadł w wodę,
Zbił sobie o kamien brodę.
Annasz go srogo przywitał,
Gdzie masz ucznie? tak go pytał;
Niemałoś tu złego zbroił,
Fałszywąś nauką zwodził.
Pan pokornie odpowiedział,
Panie Annaszu byś wiedział,
Zawsze ja jawnie w kościele,
Powiadałem prawdę śmiele.
Wyciągnąwszy żyd prawicę,
A miał zbrojną rękawicę;
Wyciął mu srogi policzek,
Pan nasz zemdlał, upadł wszystek.
Azaż tak odpowiadają,
Paniętom gdy cię pytają;
Czemuż nie masz w uczciwości,
Biskupa Jego miłości.