Anieli płakali, a jednak przestali,
Widząc że ta strata, jest naprawą świata.
Widząc Ojca w niebie, już mają pociechę dla siebie,
Jam Syna pozbyła, w któregom w twarz Ojca patrzyła.
Nie tak Rachel łkała, chociaż żałość miała,
Kiedy jej krew lali, synaczkowie mali.
Większa moja szkoda, niż krew wylana przez Heroda,
Kto zna jej szacunek, lekce waży wszelki frasunek.
I Apostołowie, Mistrza kochankowie,
Jak się łez napili, serca ukoili.
Ci mąk nie widzieli, bo się z strachu wnet rozbieżeli,
Jam szła w Syna ślady, patrzyłam na żydów złych jady.
I ty Panno miła, wiem wszędzieś nie była,
Gdzie skryte ciemnice, lochy i piwnice.
Byłam gdy go wlekli, jakby jakie zwierze psy wściekli,
Jako go męczyli, jak nad robaczkiem się pastwili.
Słońce, miesiąc, skały, godzinę płakały,
Jaśniejszaś od słońca, ćmić się masz do końca.
Te płaczą bez oka, alboć Matka twardsza opoka?
Jak nie płakać tego, z pierwszym straciłam ostatniego.