Uspokój się proszę, niech ja żal twój noszę,
Przy smutnym pogrzebie, miej litość na siebie.
Nie będzie nic z tego, żal mi Synaczka serdecznego,
Cóżbym za sen miała, bacząc by mi kto nie wziął ciała.
I oczów nie stanie, na takie płakanie,
Noc — radzę Maryi, pójdźmy z kalwaryi.
Nie pójdę, będę łkać, choćby też pod krzyżem przez noc stać:
Nie pójdę od grobu, niech tu będzie oraz śmierć obu.
Masz Jana matuchno, prosi cię niziuchno,
Za syna ci służy, odejdź, nie płacz dłużej.
Bym była z metalu, serce musi pęknąć od żalu.
Mam Jana za dziecię, lecz mi smutku nie odradzicie.
Uspokój twe łkanie, Syn twój zmartwychwstanie,
Piłat się zawstydzi, przelękną się żydzi.
Ja wierzę twej mowie, i nie omylisz się w twem słowie:
A zanim to będzie, serce się od żalu rozsiędzie.
Uśmierz żale Pani, radość jest w otchłami,
Anny, Abrahama, Jakóba, Adama.
A cóż mnie tam z tego, gdy Syna nie widzę żywego:
Ale jak sierota, patrzę na nagiego, sromota!