Ta strona została uwierzytelniona.
Lecz rwany skrzydłem miłości,
Leciałem mimo ciemności,
Coraz wyżej od padołów,
W polocie schwyciłem połów. —
A ilem się wzbijał wyżéj,
Pędząć w górę coraz chyżéj,
O tyle czułem się że spadam,
Słabnę i sobą niewładam.
Oj niezłowić, tego ptaka!
Siebie równam do robaka,
Co tak wzbił się od padołów
Wysoko, by zchwycić połów. —
Już niewiem jak się to stało:
Sto lotów w jeden się zlało...
To nadzieja tak porywa
Im większa, więcéj zdobywa...
W niebo mię niosła nadzieja,
Ona skok dała — a nie ja —
Gdy się wzbiła od padołów
Wysoko, by schwycić połów.