Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/102

Ta strona została przepisana.

— Nie czyń pan tego, proszę — rzekła błagalnym głosem. — Masz pan pewności dosyć. Proszę, przyjmij pan wszystko, co posiadam, na spłatę, tylko proszę, nie czyń pan nam zbytecznego upokorzenia.
Pan Jastrząb przerachował pieniądze, włożył je do kieszeni z pogardliwą uwagą, „że ta bagatela starczy zaledwie na zapłacenie kosztów!” i dodał:
— Niech i tak będzie! Uczynię to dla pani! Zostawię sobie pieczęcie na drugi raz!
Po odejściu nieproszonych gości zapanował w rodzinie Hordliczków nastrój, który się przejawiał głośnemi uwagami i skargami matki i Ireny i martwą apatyą pana Hordliczki.
Następny poranek przyniósł im małą pociechę, przynajmniej pannie Irenie. W taki sam tajemniczy sposób, jak poprzednio bukiet, znalazł się teraz w jej ręku zwitek papieru.
Kiedy zerwała różowy sznureczek, przeczytała na pierwszej stronie zapełnionego nutami arkusza, ozdobnie drukowany napis: „Odgłosy szczęśliwej przeszłości. Polka-mazurka, N. N. Pannie Irenie Hordliczkównie poświęca kompozytor. Nakładem własnym”.
W kilka dni potem czytała Julia przy blasku nowej lampy następujący list:

Droga Julio!
Piszesz mi, że nasza rodzina żegluje, jak słaba łódź wśród nieznanego morza, zaklinasz mnie, abym zakończył swoją nieszczęśliwą swawolną odyseę