Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/105

Ta strona została przepisana.

jak patrzyłeś przez ciemne lasy Supowa na szczęśliwego chłopca, siedzącego w cichej izbie u nóg matczynych, budzisz we mnie tysiące błogich wspomnień, przynosisz mi pozdrowienie z dalekiej ojczyzny i wywołujesz łzy wdzięczności na spragnione widoku jej oczy. Dzięki, serdeczne dzięki!
Jak Child Harold, odtrąciłem bez litości ostatnią piędź ziemi ojczystej. Kiedym z zacisza Supowskiego przeszedł na pole publicznego życia naszej ojczyzny, kiedym wejrzał w społeczne jej stosunki, serce napełniło mi gorzkie uczucie złudzenia. Jakże inne było to wszystko, niż sobie dotychczas przedstawiałem! Jak smutny widok stanął mi przed oczyma! Widziałem, jak opada kamień po kamieniu z budowli, którą ojcowie nasi ze łzami natchnienia w oczach budowali; jak zapał święty coraz więcej ustępuje miejsca apatyi, kramarstwu, nędznej żądzy czci i waśni stronniczej. Widziałem, jak wyśmiewają najdroższe swoje tradycye, jak dowcipkują nad własną hańbą swoją, jak odkrywają z żebraczą bezwstydnością swoje najstraszniejsze wrzody. Było mi tęskno w tem dusznem, zgnilizną napełnionem powietrzu, które wionęło jadowitym oddechem zawiści, zazdroszczącym każdej zielonej gałązce porostu, niszczącym wszystkie, wszystkie idealniejsze tendencye. Z gniewem i wstydem uciekałem zpośród tych stosunków, ażeby odetchnąć zdrowszem, czystszem powietrzem obczyzny.
Ale teraz pragnę skrzydeł do powrotu. Z oddalenia zniknęły z twarzy ojczyzny wszystkie szpeczące ją rysy; stoi przedemną piękna i droga i wabi