Sądzę, że odgadłaś wszystko.
Módl się za moje szybkie wyzdrowienie, droga Julciu!
Twój Włodzimierz.
Nie będę śledził wszystkich szczegółów zabawki, jaką sobie pan Jastrząb urządzał na koszt swej ofiary, zanim zatopił w niej ostatecznie swoje ostre szpony.
Gra ta miała niemałe podobieństwo z niewinną zabawką, jaką sobie robi kot, najedzony kosztem śmiertelnego strachu złapanej myszki. Ale brak jej było tej gracyi miękkiej i gładkości, jaką tchnęła wiecznie poetyczna przyroda i tego obrazu najbardziej wyrafinowanego okrucieństwa. Wszystko działo się tu suchym, odmierzonym sposobem, a miękkie aksamitne ruchy wyciągającej się i cofającej łapki zastępowały szablonowe prośby o tymczasowe wstrzymanie egzekucyi, o odroczenie licytacyi, o odnowienie ich i t.d.
Ale jeden epizod tej gry miał na sobie jednak odcień aksamitnej elegancyi, a ponieważ częściowo odegrał się w idylicznej ramie wioski, nie waham się opisać go czytelnikom.
Było to w czasie, kiedy pan Jastrząb znów raz wyciągnął łapę w postaci żądania o powtórzenie dru-