Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/109

Ta strona została przepisana.

giej i ostatniej sprzedaży ruchomości, do pana Hordliczki należących. Termin sprzedaży był bardzo blizki i tym razem zdawało się, że wierzyciel nasycił się zabawką i pragnie naprawdę skończyć wlokącą się sprawę.
Znajdujemy razem całą rodzinę w saloniku, który stracił rys nieprzystępności od tego czasu, gdy go zniesławiła brutalna ręka egzekutora, nakładająca ogromne czerwone pieczęcie, jak piętno hańby, na różnych stojących w nim sprzętach. Sama pani Hordliczkowa zrozumiała, że byłoby ironią zamykać przed własną rodziną zniesławioną świątynię, której najtajniejsze szczegóły były ściśle spisane i otaksowane pod pręgierzem protokółu sądowego.
Siedzieli więc tam wszyscy razem w rozpaczliwej apatyi, a na całej tej grupie były zbyt widoczne ślady żartobliwej zabawki, o której wyżej wspomniałem. Nawet kapotka i majtki młodego Jarosława nosiły na sobie tu i owdzie ślady ostrych pazurów. Pan Hordliczka widział z głęboką boleścią, że żona jego nie ukrywa już tak starannie srebrnych nitek, wyskakujących tu i owdzie z czarnych jej włosów, pod fałdami starego czepeczka, że arystokratyczny odcień niknie coraz więcej z jej chudnącej postaci i że z każdym dniem mięknie jej przedtem tak nieznośny i despotyczny charakter. Z boleścią zauważył także, że twarz Ireny pogrążyła się w jakąś pochmurną zadumę, która bynajmniej nie dodawała jej piękna, lecz przeciwnie łagodne jej rysy czyniła ostrzejszemi, co ustępowało tylko na chwilę migoczącym promykom na-