Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/113

Ta strona została przepisana.

żadnych uprzedzeń. Każdy uczciwy sposób zarobku będzie dla mnie dobry.
— Tem lepiej. Wyszukałem już miejsce dla pana; jest to miejsce, naturalnie, nie bardzo popłatne, ale ciche, a dla pana jakby umyślnie otworzono.
Na twarzy pana Hordliczki odbiło się uczucie błogiej nadziei.
— Jeden z moich znajomych ma loteryjną kolektę. Z powodu nawału pracy potrzebuje człowieka, któryby przyjmował i zapisywał stawki, wydawał kwitki i robił potrzebne wykazy. Przyznasz pan, że jest to praca bardzo łatwa i spokojna.
Z twarzy Hordliczki zniknął bez śladu promień błogiej nadziei.
Zawód jego był tak widoczny, że pan Jastrząb pośpieszył dodać:
— Byłoby to zajęcie tymczasowe tylko, dopókibym nie znalazł miejsca korzystniejszego. Oprócz tego mam jeszcze w zapasie inną propozycyę. Znasz pan poniekąd mój dom. Mam nadzieję, że nie uczynił na panu wrażenia nieprzyjemnego. Jestem wdowcem, co prawda, ale wzorowa piecza mojej gospodyni, dalekiej krewnej, zachowuje w mojem mieszkaniu ten porządek i czystość, jaką otaczała moja droga, w pamięci mej wiecznie żyjąca nieboszczka. Zostawiła mi ona dwoje dzieci, do których jestem przywiązany całem sercem. Wszystkie moje kłopoty są poświęcone ich szczęśliwszej przyszłości. Moja Rozyna jest, co prawda, dobrą i uczciwą kobietą, ale