Po odejściu pana Jastrzębia namyślał się chwilę pan Hordliczka, czy ma się podzielić propozycyą z rodziną, czy odrzucić ją z własnego postanowienia. Zdecydował się na pierwsze.
Pani Hordliczkowa zapłonęła znów tym razem arystokratycznym ogniem. Wymawiała mężowi dlaczego nie wypchnął zuchwałego potwora przy pierwszych słowach za drzwi, i zadecydowała, że takiej rzeczy niewarto właściwie nawet rozważać. Wstąpić na służbę do tego grubijanina i zdziercy, poddać plotkom honor całej rodziny!
Ale Julia miała odmienne poglądy. Mówiła, że już sama o tem myślała, ażeby przyjąć miejsce guwernantki dla ulżenia rodzinie, że miejsce takie nie jest bynajmniej niehonorowe i że je może w każdej chwili rzucić, gdy przekona się, że przechodzi jej siły.
Przez noc ostudził się znacznie zapał pani Hordliczkowej i nazajutrz wyjeżdżała już Julia przez miejską bramę powozem pana Jastrzębia.
Powóz ten, jak niemal wszystko, co się łączyło z osobą pana Jastrzębia, miał dość zajmującą historyę. Kupił go nasz szlachetny przyjaciel na licytacyi ruchomości pewnego lekkomyślnego młodzieńca, który ulokował, przy łaskawej pomocy pana Jastrzębia, spadający na niego majątek, w dyamentach na pewnych czarnych włosach i pięknych oczach, czarujących swym blaskiem, i który w końcu, wracając z pustym pugilaresem i bez kochanej z wód, na osta-
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/116
Ta strona została przepisana.