Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/118

Ta strona została przepisana.

dworka pana Jastrzębia, w sąsiedztwie staroświeckiego młyna i kilku skromnych wiejskich chatek, była rzeczywiście piękną. Dno jej zapełnione było gęstemi sadami, po bokach czerniał bór jodeł, przetkany białemi brzozami, a w przerwie, kędy przepływał wesoły strumień w świat szeroki, widać było część jakiegoś blizkiego pasma gór.


∗             ∗

Życie naszego towarzystwa w cichym, zielonym wąwozie było skończoną sielanką. Pan Jastrząb zmienił się zupełnie w bohatera à la Gessner. Siadywał w szerokim, słomianym kapeluszu nad brzegiem rzeczki i spoglądał w niezamąconym spokoju na spławik, pływający pod smukłem wędziskiem na powierzchni wody.
Kiedy powracał z drobnym, srebrzystą łuską połyskującym i gustownie na sznurku nawleczonym łupem, byłby go każdy wziął za niewinnego profesora filologii, bawiącego na wsi przez wakacye.
Kilka dni bawił się tym sportem, potem wynalazł sobie inne zabawy. Kazał wbić jakieś paliki w dno strumienia, płynącego do sąsiedniego młyna w stronie dworku drugiego sąsiada; rezultat był nad oczekiwanie dobry: młynarz powyrywał z czeladnikami paliki ze strumienia po burzliwem zajściu z panem Jastrzębiem, a drugi sąsiad przymusił niebezpiecznemi pogróżkami murarza do ucieczki.