Julia odpierała wszystkie jego próby, aby ją rozognić swojem winem i swoją wymową do weselszego usposobienia.
Razu pewnego pan Jastrząb, kiedy Julia znów względem niego zbyt zachowała się chłodno, znalazł się po jej odejściu wielce podrażnionym. Chodził szybkiemi krokami tam i napowrót po pokoju, wypił, oprócz zwyczajnej, jeszcze jednę butelkę, a wypiwszy ją z chorobliwym pośpiechem, wyszedł na podwórko.
Na dworze księżyc ronił srebrne blaski. Na wszystkiem drżało jego przezroczyste, jasne światło, jak leciuchne tchnienie, otulające wokoło wszystko. Niedawno widział pan Jastrząb dworek ten w całem świetle dziennem; teraz przedstawiał mu się niemniej wyraźnie, ale w tem niezwykłem oświetleniu, jakby zupełnie nowym i zadziwiająco pięknym.
Pana Jastrzębia zajęły różne szczegóły, których byłby w dzień z pewnością nie zauważył. Widział pięknie ząbkowany cień szczytu drewnianej strzechy na białej ziemi; dziwił się romantycznemu wyglądowi drewnianego balkonu przed tylnem skrzydłem, którego gruba rzeźbiarska robota wyglądała daleko czyściej, wypukłej i masywniej, niż w dzień; zdawało mu się, że żaden poeta nie mógłby wymyśleń lepszego tła nad oknem swojej kochanki, niż ten prosty balkon, tonący w gęstej zieleni wina.
Pan Jastrząb udał się w ową część ogrodu, zkąd było widać oświetlone okienko między słupkami balkonu. Okno to należało do osamotnionej sy-
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/121
Ta strona została przepisana.