Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/130

Ta strona została przepisana.

rem, te zaśnieżone lasy! Zostanie w szponach Jastrzębia, zginie w nich. Będzie się kłopotał o chleb z dnia na dzień, będzie patrzył na nędzę swej rodziny, słuchał jej wyrzutów. Będzie padał głębiej, coraz głębiej. Ot, i miejsce w kolekturze utracił; gdzie jutro zapracuje na kawałek chleba?!
Resztę pieniędzy wyłudzili mu z kieszeni ci oszuści; dziś rano wyżebrał sobie resztę zarobku córki na przygotowania do drogi. Kiedy mu się suma ta rozejdzie, czem zaspokoi głód swoich ukochanych?... Co się z nimi stanie? Wokoło nędza, hańba, zguba...
Wtem dotknął ktoś jego ramienia. Ujrzał przed sobą znanego człowieka z dużemi, mosiężnemi guzikami, który rzekł:
— Chodź pan z nami. Tu byłoby to publiczne zgorszenie,.
— Czego pan żądasz? — zapytał pan Hordliczka sługę sądowego, który go ciągnął za sobą do bramy domu.
— Drobnostka. Pan Jastrząb uzyskał na pana tak zwaną licytacyę kieszeniową. Pozwoli pan z łaski swojej, że się przekonamy, czy nie posiada pan przy sobie jakich cennych przedmiotów.
Pan Hordliczka nie stawiał żadnego oporu. Pan Jastrząb zaś ściągnął mu przedewszystkiem z palca ów pierścień, któremu przysiągł uroczyście zemstę.