Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/131

Ta strona została przepisana.

Potem wyjęli z jego kieszeni różne drobnostki i pugilares z ostatniemi od Julii wziętemi pieniędzmi.
Pan Hordliczka prosił, by mu pan Jastrząb zostawił z nich małą cząstkę. Gdy się wstawił za nim sługa sądowy, lichwiarz zezwolił na to.
Kiedy go puszczono, zataczał się po ulicy obrany dłużnik, jak pijany. W głowie mu dziwnie szumiało, a czasem przebrzmiewała w tym szumie melodya wigilijna owej szkatułki samogrającej. Przystanął obok sklepu puszkarza. Wszedł, a po chwili wrócił na ulicę, ukrywając coś pod surdutem. Zawołał dorożkarza i kazał się zawieźć do najbliższego hotelu. Tam wziął sobie numer i kazał podać butelkę czerwonego wina, Gdy mu ją przyniesiono, zakręcił klucz w zamku.



Licytacya u Hordliczków była skończona.
Rodzinny salonik dożył dnia najgłębszego swego upokorzenia. Napełnił się wrzawą, żądną zysku, w której się odróżniał tylko śmieszny, śpiewny, dyszkantowy głos, wychodzący z otwartych ust rudej, dziwacznej, nieruchomej twarzy, którą się pysznił sądowy wywoływacz. Monotonny, wrzaskliwy ten głos podobny był do dźwięku, wychodzącego z otworu bez-