dusznego, metalowego instrumentu. Pojedyncze jego wywoływania wzbudzały tu śmiech, tam pogardliwy spokój, owdzie szmer przytłumiony tych, co mieli chęć kupna.
Wśród tłumu kupujących, w którym przeważał wschodni typ, odróżniał się wybitnie młody człowiek w prostem odzieniu, z sakwojażem u boku. Twarz jego była poważna i szlachetna, ale niedość prawidłowa, a rzadki bezbarwny zarost nie przyczyniał się bardzo do jej upiększenia. Człowiek ten budził współczucie otaczających uporem, z jakim nabywał niektóre przedmioty, mianowicie zaś różne figurki, stare ozdoby i części damskiej toalety wątpliwej wartości.
Tylko w jednych oczach znalazło to zagadkowe skupywanie obcego wdzięczne uznanie. Były to łzami napełnione oczy Jarosława, który żegnał bolesnem westchnieniem każdy przedmiot, z którym się zrosło jego serce, gdy ten przechodził z uderzeniem nieczułego młotka w obce ręce. Zato odetchnął za każdym razem lżej, gdy przypadł który z tych przedmiotów owemu obcemu; wszakże nie był on dla niego obcym, lecz starym, dobrym znajomym z kochanego Supowa.
Po ukończeniu licytacyi przystąpił Jarosław do człowieka z sakwojażem i zawołał, wyciągając doń z zaufaniem rękę:
— Ach, panie nauczycielu, w jaki sposób pan się tu znalazłeś?
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/132
Ta strona została przepisana.