Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/134

Ta strona została przepisana.

tutaj. Podziwiamy pańską wspaniałomyślność, ale propozycyi pańskiej przyjąć nie możemy. Dotąd niewolno nikomu ofiarować nam jałmużny. Weź pan te rzeczy z sobą, kupiłeś pan je dość drogo; my ich nie potrzebujemy.
Ukłoniła się chłodno i zniknęła za drzwiami przyległego pokoju. Byłaby napewno miała dla niego choć trochę współczucia, gdyby była zauważyła przed odejściem wyraz jego twarzy. I może byłaby się doń zupełnie inaczej odezwała, gdyby była przeczuła, że stoi przed nią ideał jej snów błogich, nieznany ofiarodawca pysznego bukietu, kompozytor polki-mazurki, której wesołe dźwięki rozganiały tyle razy ciężkie chmury z jej czoła, że ów „nauczycielek”, którego sobie raz na rok ze śmiechem wspominała, nosił obraz jej w swem sercu jak klejnot, jak relikwię, że jedyny na całym szerokim świecie do niej wzdychał z głębi serca i dzień w dzień odwiedzał zrujnowany już, chiński pawilon, w którym kiedyś ułożył z ogromnym trudem wierszowane wyznanie swej dla niej miłości...
Niezadługo potem salon opróżnił się zupełnie.
Po chwili odezwał się w sieni odgłos kroków. Potem silna ręka pociągnęła rękojeść dzwonka. Ale nawet dzwonek nie wyszedł cało z ogólnego pogromu. Oniemiał. Gość pukał chwilę, potem otworzył zwolna drzwi i zajrzał do wewnątrz. Opalona, wyrazista twarz męska w otoczeniu kruczych włosów i zarostu.