Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/135

Ta strona została przepisana.

Nareszcie ukazał się cały w drzwiach, wysoki, przystojny mężczyzna, ale zadziwiony, stanął, rozglądając się po próżnym pokoju.
Zapukał do drzwi przyległego pokoju. Tam znalazł nareszcie, czego szukał.
W próżnej przestrzeni stało, jak ostatnia oaza wśród powodzi, starożytne łóżko z malowanym parawanem, na niem zaś odpoczywała na białej poduszce z białemi około ząbkami pożółkła, zmarszczona twarz w otoczeniu potarganych, siwych włosów, wśród których grały perełki dyademu, jak iskry lodu. Była to twarz, nie już umierającej, ale zmarłej królowej.
A nad zmarłą stała grupa załzawionych osób: smukły chłopczyk, pani z pochyloną od smutku głową i dwoje wspaniałych dziewcząt, między któremi ujrzał przychodzień od pierwszego spojrzenia tę, którą tak szczerze poznać pragnął.
Tak znalazł doktór Wolny rodzinę, o której biedny przyjaciel w Konstantynopolu tyle mu opowiadał.
Smutna rodzina spojrzała nań z zadziwieniem. Oczekiwano ojca, który się przez cały dzień w domu nie pokazał.
Doktór Wolny stał przed nimi, milcząc. Czy miał po jednej stracie, oznajmiać drugą? Czy miał im powiedzieć, że Włodzimierz leży tam daleko w gorącym piasku, pod ciemnym, zczochranym cyprysem? Czy miał im powiedzieć, że przyjął z ust umierającego polece-