koafiurze młodego eleganta z ubiegłego stulecia. Choć podługowate oblicze złożyło się w liczne drobne zmarszczki, zachowało dotąd delikatną białą płeć i ślady szlachetnej piękności, najmniej wszakże dotknął się czas zgrabnej jego ręki; ta zadowolniłaby każdą arystokratkę.
Kostyum pana Hordliczki, choć wyszedł z mody, świadczył o smacznym wyborze i ścisłym doglądzie, który się wszakże okazał bezsilnym wobec morowego tchnienia starości, wobec czego, choć dotąd nieznacznie, bladły brzegi czarnego surduta, więdły bujne ozdoby batystowe na piersi i żółkły końce bielutkich, drobno składanych mankietów, jak płatki białej róży po pierwszym mrozie.
Taki człowiek stał nieśmiało przed panem Jastrzębiem.
Ten ostatni powitał go swoim prostym, niezgrabnym ukłonem, który tworzył silny kontrast wobec delikatnych i wygładzonych manier gościa i rzekł, obrzuciwszy swój szlafrok i pantofle niedbałem spojrzeniem:
— Racz pan wybaczyć, że go przyjmuję w tym kostyumie. Nie spodziewałem się, że...
— O proszę!
Siedli naprzeciw siebie.
Delikatna twarz pana Hordliczki oblała się lekkim rumieńcem. Oczy jego spoczywały z lękliwem napięciem na twarzy pana Jastrzębia. W oczach tych, zdawało się, była wpisana tragedya jego losu, z której wyszedł niemal nietknięty.
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/18
Ta strona została przepisana.