Oddawał się wyjątkowo rozmyślaniom o wzniosłości i starożytności swojego rodu.
Raz zagruchotał na podwórzu najstarszy powóz z remizy, a szlachcic nasz siadał ze swoim komicznym towarzyszem do tego powozu, obitego czerwonym wyblakłym aksamitem, ze starem i złoconemi ozdobami.
Jechali wśród uroczystego milczenia rozstawnemi końmi, aż powóz zatrzymał się nareszcie na murawie podwórza starożytnego zamku, pośród lesistej, górzystej okolicy.
Było to pierwotne siedlisko sławnego rodu.
Tu czerniała jeszcze zębata okrągła wieża, z której przed wiekami bohaterski praojciec drogę w dali między górami się ciągnącą czynił straszną, tu błyszczały dotąd resztki szkła kolorowego w gotyckiem oknie do połowy zrujnowanej kaplicy, w której odbywał nabożeństwa. A wkoło tego zwietrzałego środka skupiały się późniejszemi czasy w malowniczym nieładzie wieże, budowy i przystawki, różniące się stylem i przedstawiające w całej skali odcieniów przejście z szarego starożytnego świata aż do czasu najnowszego.
Całość była jakby stworzona na tło romantycznej baśni.
W tem gnieździe swych przodków bawił nasz szlachcic kilka tygodni w oczyszczającym go i podnoszącym oddechu przeszłości, który wiał z każdego kąta tych połowicznych ruin.
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/23
Ta strona została przepisana.