Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/27

Ta strona została przepisana.

lic i koronek. W kondukcie tym nie brakowało nawet komicznego rycerza. Położyli starego pana między przodkami, obejrzeli sobie głodomornię, pochwalili widok z wieży i rozjechali się znów. Tylko komiczny stary szlachcic zatrzymał się jeszcze dzień i chodził zamyślony drzemiącemi korytarzami, błądził po parku, w którym nie rumieniły się już kwiatki pod żółtemi liśćmi, i siedział nareszcie długi czas na progu zawalonego pawilonu chińskiego, którego dziurawa strzecha usłana była żółtemi i czewonawemi liśćmi, opadłemi z dumających wierzchołków drzew. Tak siedział tu jak odpowiedni staffage na obrazie ogólnego smutku i pochylał głowę z twarzą wilgotną w dłonie.
Wiedział, że siedzi tu po raz ostatni. Następca hrabiego, daleki krewny, nie umiał ocenić komizmu biednego rycerza.
Ale i Hordliczka stał się ofiarą tego przewrotu. Nowy właściciel sądził, że zamek Supowski i pod dozorem samego odźwiernego z równą konsekwencyą rozpadać się będzie, i oddalił pana inspektora z dość skromną emeryturą.
Wiadomość ta była dla całej rodziny piorunem z jasnego nieba. Nie mogli nawet wyobrazić sobie, że się będą musieli rozłączyć z temi szaremi ścianami i dzikim parkiem, z tem wszystkiem, co za swoje już uważać nawykli, że już nigdy więcej nie ujrzą zachodu słońca z tego pysznego balkonu i nie usłyszą, siedząc wieczorem pod omszonym Satyrem kamiennym, pienia słowików w gęstych krzakach tego