Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/36

Ta strona została przepisana.

przyjaznej obczyzny do swoich ark zacisznych. Ale tam uczuwają się jak zaczarowani w drogiej, dalekiej ojczyźnie. Tam zamieniają sobie przy pomocy obić, parkietów i luster kilka kwadratowych metrów w miły salonik rodzinnego miasta, w którem zapominają przy tykotaniu szwajcarskiego zegara, dźwiękach fortepianu i rodzinnej mowy, że dzieli ich tylko drobny przedział od miejsca, w którem wykonywają tańczący derwisze swoje szalone obrzędy religijne.
Czasem wyobrażam sobie straszną możliwość napaści ze strony tego mahometańskiego Rzymu na swoje chrześcijańskie ghetto, że to blizko drzemiące morze fanatyzmu dźwignie się nagle i strzyknie ze wszystkich stron do tych głębokich ulic swoją brudną pianą; że śniade, chude postacie w pstrych gałganach, z błyskawicami damascenek nad łysemi głowami, wpadną z kurczem nienawiści w rysach twarzy; że z hałasem przywalą się za nimi fale turbanów; że te mocne drzwi zaczną padać pod ciosami siekier, a zardzewiałe kraty trząść się będą pod rękami okrutników; że morderstwo i łupiestwo wpadnie do labiryntu pokoików, schodów i piwnic w tych licznych, lękliwie do siebie przytulonych domach, a sceny zgrozy napełnią te liczne mansardy i balkony, te zawrotne szczyty i dziwnej formy strzechy. Tak, nad te wysokie, pochmurne, gęsto obok siebie stojące domy Pery, nie byłoby odpowiedniejszych kulisów do tragedyi nocy św. Bartłomieja!
Dzięki Bogu, wszystko to tylko sen! Z mahometańskich dzielnic dolata tu tylko tłumiony szum,