Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/39

Ta strona została przepisana.

miła bardzo. Może ci ją kiedy opiszę. Właściwego jej imienia nie znam; nazywam ją à la Byron Haidie. To więc niewinne stworzonko zakradło się na palcach aż do mego łóżka i skłoniło ku mnie swoją filigranową twarzyczkę, którą otaczały obfite czarne, błyszczące pukle włosów. Ale kiedyindziej tak świeża, zdała mi się w tej chwili bladą, bardzo bladą, a cała jej postać tak mgławą, jakby była posłem z innego świata.
Zakryłem z bolesnem westchnieniem oczy. Kiedym spojrzał po chwili, pokój był pusty. Długo, długo zostawałem sam z drużyną swoich niewesołych myśli.
Nakoniec otworzyły się znów drzwi. Wszedł mężczyzna wysoki, zgrabny, z obliczem, w którem wyczytałem na pierwsze spojrzenie stanowczy i raźny charakter. Czarne, błyszczące oko i delikatna ciemna broda, której kontury ginęły na ciemnem tle ubrania, doskonale zgadzały się z wyrazem jego twarzy. Łatwo zgadłem, że mężczyzna ten jest lekarzem.
Za nim weszła do pokoju Haidie.
Lekarz podszedł prosto do mego łóżka, pytając po francusku:
— Z którego pan kraju?
W Konstantynopolu pytanie takie nie jest przed rozpoczęciem rozmowy zbytecznem.
— Jestem Czech.
Twarz lekarza wyraziła mile zadowolenie:
— Czech! — zawołał po czesku. — Więc je-