wiarni. Zapoznał się z nimi szczęśliwym przypadkiem. Owi dwaj panowie grywali zwykle w szachy: raz jeden z nich się nie stawił, pan Hordliczka stał się z amatorstwa jego zastępcą i znajomość była gotowa.
Pan Hordliczka przegrał, a jego nowy znajomy z radości nad wygraną stał się bardzo wylanym i zwierzył się między innemi panu Hordliczce, że jest w możności skutkiem swoich daleko rozgałęzionych konneksyj wyrabiać sute posady prywatne i że na tej podstawie założył sobie biuro rekomendacyjne.
To było dla Hordliczki skinieniem losu, więc zdecydował się wyznać, choć z kłopotem, że pragnąc się zająć czemkolwiek, gdyż nie znosi bezczynności, przyjąłby taką posadę, choć tego z pobudek materyalnych przy swej emeryturze — podwyższył ją sobie samowolnie o połowę — czynić nie potrzebuje.
Znajomy wyraził się, że zrobi co będzie w jego mocy i że nie zapomni pana Hordliczkę zawiadomić, jak tylko się jakie odpowiednie miejsce trafi.
Zaraz też nazajutrz odprowadził go na bok i zakomunikował mu szeptem, że wczoraj zupełnie zapomniał o pewnej ważnej okoliczności, która zupełnie odpowiada życzeniu pana Hordliczki, i przypuszcza, że nie będzie się już wahał porzucić kraju. Ów drugi szachista jest właśnie sekretarzem bogatego polskiego szlachcica i bawi tu chwilowo w interesie pozyskania dla majątków swego pana kilku zdolnych urzędników.
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/43
Ta strona została przepisana.