Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/47

Ta strona została przepisana.

rwiemy razem piękny kwiat poezyi i często zarzucimy kawał czystego, drogiego złota.
Ale dla staruszki naszej był to raj.
Tam była młoda i szczęśliwa, tam żyła jako piękna córka bogatego szlachcica wśród szumu i blasku, który dawno przeszumiał i zagasł. Ale miłosierna starość prowadzi ją tam napowrót. Duch jej błądzi znów wśród komnat i wśród mebli, które zapewne dawno już próchnieją u przekupnia osobliwości, i rozmawia z osobami, których portrety dawno odpoczywają na strychach między staremi gratami...
Tak więc mówiła i teraz, patrząc na barwny bukiet, o jakimś balu pełnym kłaniających się peruk i szeleszczących, pstrych wachlarzów, pełnym krochmalonych mankietów i grzeczności, pełnym szlacheckiego dostojeństwa i piżma.
Lecz Irena i te tajemne słowa łączyła z pięknością swojego bukietu.
Zajmowała się nim przez dzień cały i nareszcie usnęła przy słodkiej jego woni.
W głowach jej łóżka stał kryształowy wazon z drogiemi kwiatami, a barwne ich główki chwiały się przy migocącem świetle lampy, jakby się naradzały nad przeprowadzeniem zemsty, którą tak pięknie opiewa Freiligrath.
I zapewne wystąpiły ze swego kryształowego więzienia w nocy, i być może, szeptały śpiącej dziewczynie do ucha rozwiązanie zagadki, nad którą sobie próżno łamała głowę.