Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Z żalem muszę tu rzec, że jak ten bukiet, mimo troskliwego pielęgnowania i zlewania wodą, dzień po dniu tracił na barwach i woni, tak i spokój na twarzach rodziny Hordliczków tem bardziej mijał, im bliżej miesiąc chylił się ku końcowi.
Pierwsza burza zerwała się nad Julą.
Już od pewnego czasu budziło podejrzenie reszty członków rodziny mnóstwo różyczek muślinowych, któremi jej stoliczek i podłoga koło niego bywała zasypana, jak sala bogatego Rzymianina po różanym deszczu. Podejrzenie to rosło przy spojrzeniu na różne wstążki, perełki i koronki, któremi ozdabiała zupełnie nieznane damskie ubiory.
Nareszcie okazała się cała naga prawda.
Poznano, że Julia była fałszywą kłamczynią. Z przyjaciółek zrobiły się zupełnie zwyczajne klientki, a oszczędności z Supowa, któremi w chwilach kłopotów rodzinnych pomagała, zamieniły się w prostą nędzną płacę robotniczą.
Po skruszonej spowiedzi i nieśmiałej odpowiedzi, że taka praca jest lepsza, niż nuda i że jej drobny przyczynek do kasy rodzinnej czasem nie zaszkodzi, zaczęły padać pioruny na jej grzeszną głowę. Matka zawyrokowała, że z pewnością nawet kropla krwi Podwalskich nie drzemie w żyłach plebejuszowskiej córki, która bez zarumienienia tak się głęboko poniżyła; Irena zwróciła uwagę na skandal, gdyby ktoś ze znajomych Julię na tych zakazanych zajęciach złapał, a pan Hordliczka rzekł z naciskiem że on jest na to, aby żywić rodzinę, i że nigdy, jego