Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Resztkami ich wreszcie zapłacono obowiązkową daninę królowi zapust.
Pani Hordliczkowa z Ireną spędziły piękną jedną noc w barwnej procesyi za tryumfalnym jego wozem, otoczone rojem Tellów i Mefistów, domin i arlekinów, którzy składali u ich stóp swoje nędzne zapustne dowcipy.
A kiedy nad ranem Irena wróciła do cichej sypialni, upojona barwną mieszaniną wrażeń i dźwięków walczyków i gdy fantastyczna mucha płci męzkiej, z lazurowemi przezroczemi skrzydłami na ramionach i z drżącemi mackami nad kędzierzawą głową, którą tam na balu próżno odganiała jedwabnym wachlarzem, przed jej oczyma znów się wynurzyła w pełnej piękności metalowo-zielonego ciała, odepchnęła nogą wielki pęk suchych liści i pogniecionych, zwiędłych kwiatów, który się u niej tarzał zakurzony na podłodze. Jaro podniósł go rano i położył na łóżku babci.
Teraz zgadzały się zupełnie: ten suchy bukiet ze zżółkłemi kwiatami i ta sucha, pomarszczona twarz na białej poduszce.
Potem nastąpiły dnie, kiedy pani Hordliczkowa nie miewała drobnych dla kupca i mleczarki, kiedy zauważyła, że Julia niepotrzebnie niszczy wiele świec, bezwątpienia nad romansami późno w noc siedząc, kiedy mówiono do służącej, że dziś jest ciepło jak na wiosnę i że grzechem byłoby palić w piecu.
Podczas takiego ciepłego wieczoru, kiedy Julia została sama z ojcem w jednym pokoju, podała mu