Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/51

Ta strona została przepisana.

z pośpiechem paczuszkę pieniędzy papierowych, prosząc go szeptem, aby o tem nic nie mówił matce.
Pan Hordliczka spojrzał na nią zdziwiony i przyjmując wahająco pieniądze, zapytał z lekkim rumieńcem, zkąd je wzięła.
Julia odpowiedziała po krótkiem milczeniu, zarumieniwszy się również, że przysłał jej Włodzimierz, aleby matka w to nie uwierzyła.
Pan Hordliczka, zdaje się, uwierzył i schował pieniądze bez dalszych uwag do kieszeni.
Dzień, w którym pan Hordliczka swoją wizytę u pana Jastrzębia miał powtórzyć, zbliżał się szybko. Ów zaś szedł na jego spotkanie z wyraźnym kłopotem na wysokiem czole.
Wieczorem tego dnia spędziwszy poobiednie godziny w szalonem bieganiu po pokoju i w frasobliwem, ciemnem dumaniu w fotelu, wszedł do tylnego pokoju, gdzie Julia na jego wejście z dziwnym pośpiechem zamknęła pięknie oprawny rocznik niewinnego tygodnika mód.
Znajdowała się w pokoju sama; staruszka za parawanem była obecna tylko cieleśnie — reszta jej istoty jechała w tej chwili na jakieś dworskie przedstawienie w pozłacanej karecie.
Pan Hordliczka siadł obok córki i siedział w milczeniu długą chwilę. Potem zaczął, patrząc w stronę chorej, mówić o ciężkich kłopotach, z których nie może wybrnąć.
— Jutro pierwszego — powiedziała Julia.
— Cóż z tego? — odpowiedział beznadziejnie oj-