Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Wspaniałe dźwięki organów, pobożne melodye wonny dym kadzidła, połysk złota i srebra na ołtarzu i posągach, wszystko to wywarło na nim swoją czarującą moc, której przed nim doświadczało milion ludzi.
Moralnie oczyszczony i podniesiony, udał się w dalszą drogę.
Dziś jej cel kupiecki ustąpił jakoś na plan drugi; podobna była raczej do wolnej, poważnej przechadzki po mieście, połączonej z wizytami przyjacielskiemi.
Nareszcie zabłądził pan Jastrząb także do odległej, malowniczej dzielnicy, w której wybrał sobie siedlisko pan Hordliczka.
Pan Jastrząb był mu dziś niemal wdzięcznym za ten wybór. Zapoznał on go z dzielnicą miasta, którą znał dotąd tylko powierzchownie.
W dzisiejszym swoim nastroju ulegał wrażeniom starożytności i malowniczości, które tu były rozsiane na wszystkie strony.
Ale kiedy się nareszcie dostał na ciasną uliczkę, między stary tum i dziwną trzypiętrową budowlę, zastanowił się trochę.
Wyboru takiej uliczki nie mógł sobie wytłómaczyć w żaden sposób.
Wyglądu starej świątyni nie znajdował bardzo miłym, ani godnym takiego przeznaczenia. Kręcąc głową, spoglądał na czarne dziwaczne potwory, które tam u góry czyniły wrażenie, jakby ciekawie, tłumnie wchodziły tędy na czarne obłąki i filary, a te-