Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/60

Ta strona została przepisana.

Dziewczę nie miało prawdopodobnie nawet przeczucia, że na niej spoczęły ciekawe jego oczy; byłaby inaczej z pewnością schowała się do kąta, albo przynajmniej poprawiła sobie potargane, zamączone włosy, zwieszające się nad pięknem jej obliczem, które ozdabiał żar kuchni miłosnym rumieńcem ognia.
Wspaniała ta postać w znoszonem, białem, świątecznem ubraniu, wyglądała raczej na kapłankę Wenus, niż na westalkę prozaicznego tego płomienia, nad którym syczały rądle i garnki; ale mimo to uwijanie się jej dawało nadzieję doskonałego obiadu; mimowoli więc oblizał wargi, kiedy spoglądał na drobne, delikatne jej paluszki, biegające z pokrywki na pokrywkę.
Przy pożegnaniu wrażenie, jakie wywarło mieszkanie dłużnika, określił temi słowy:
— Ładnie pan mieszkasz, panie inspektorze, tylko trochę za wysoko.
— Zachcianka mojej pani — tłómaczył się p. Hordliczka.
Po jego odejściu musiał ojciec rodziny wysłuchać nie bardzo pochlebnego zdania o swoim nowym znajomym.
Pani Hordliczkowa z pomocą służącej wytarła przedewszystkiem starannie ślady, które gość zostawił po sobie na podłodze w postaci błotnistych odcisków szczególnie dużej nogi, mrucząc przy tem niepiękne przysłowia, że można lwa poznać po pazurach.
A kiedy nareszcie skrytykowała należycie postać pana Jastrzębia, poszła jeszcze dalej i zakonklu-