Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/70

Ta strona została przepisana.

czył demon swojej ofierze krótkiej wygranej, aby ją roznamiętnić do gry tem nierozumniejszej i tem pewniej zadzierzgnąć nad nią brzegi niszczącej sieci.
Po jednej przegranej pan Hordliczka znalazł swój pugilares pustym. Na chwilę się zastanowił; potem wyjął trzęsącą się ręką szczególną paczuszkę, przeznaczoną dla pana Jastrzębia.
Przez głowę przeleciała mu myśl, że ta garstka papierów, poświęcona najczystszą miłością, napewno przywabi do niego napowrót niewierne szczęście.
Ale za chwilę znajdowała się owa paczuszka w grubych rękach pana sekretarza. Ten podniósł ją do nosa i zawołał ze śmiechem:
— Co do dyabła, pan perfumuje swoje banknoty!
Pan Hordliczka poczuł w piersi palącą boleść. Przed jego okiem przesunęła się dziewczęca główka, z niewyspanem okiem, nachylona przy blasku nocnej lampy nad nicią drobnych pereł, które nawlekała dla obcej szyi, główka, strząsająca ciężkie skrzydła snu z zakłopotanego czoła.
W tej chwili zniknęła postać czcigodnego kasztelana, którą w nim budził sekretarz. Widział zuchwały, cyniczny uśmiech, który wykrzywił brzydkie pergaminowe pręgi twarzy jego pod siwym wąsem, i to szyderstwo nad garścią owych uświęconych dziecinną miłością pieniędzy, zdawało mu się szyderstwem szatana nad lilią, wyrwaną z raju.
Zmiażdżony, osunął się na swoje krzesło. Ale i reszta grać przestała.