czenia braku jednego promienia włosów na skroni, którego brak zauważyli nasi przyjaciele za pierwszem spojrzeniem na to dzieło sztuki perukarskiej.
Nawet kwiatek, który rycerz Komarowski nosił według zwyczaju w dziurce od surduta, był zupełnie żółty, jakby tam więdnął od lat wielu.
Szczególniej boleśnie wygląd ten naszego rycerza dotknął Jarosława.
Postać ta zrosła się z dziecinną jego przeszłością; przedstawiwszy się zaś obecnie bez zwykłej aureoli, pozbawiła go jednego kwiatu z wieńca młodzieńczych iluzyj.
Jarosław miewał zawsze szczególną sympatyę dla dziwnego szlachcica. Wyrosła ona bez wątpienia z wdzięczności.
O ile mógł sięgnąć pamięcią w minione lata, miewał dlań ten stary pan zawsze miłe słówko i jaki przysmak w połach staroświeckiego surduta. O, te poły miały honorowe miejsce w pamięci chłopca. Patrzył na nie zawsze z szacunkiem i myślał sobie, że są one jak worki zaczarowane w bajkach, do których szczęśliwy właściciel tylko rękę wyciągnąć potrzebuje, aby mieć wszystko, czego serce zapragnie. I rzeczywiście, rzadko kiedy były puste.
I w tej chwili przyszło Jarosławowi do głowy mimowoli, że jak tylko stary pan wyjmie ręce z kieszeni w połach, ujrzy w nich jakie przysmaki; ale rycerz wyjął ręce puste i tylko chudym palcem poklepał chłopca po twarzy, mówiąc:
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/81
Ta strona została przepisana.