Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/85

Ta strona została przepisana.

a prosty, brutalny materyalizm wciska się zwycięzko licznemi wyłomami.
Przestał na chwilę mówić i oglądał piękne jabłko ze wszystkich stron.
— Smutny, bardzo smutny to widok — zaczął znów i rozkrajał przytem jabłko kindżałem na dwie równe połówki — kiedy widzimy...
Ale nie dokończył obiecującego frazesu. Biegał oczyma z połowy na połowę i namyślał się prawdopodobnie, którą napocząć. Lecz przypomniał sobie w porę niewłaściwe swoje postępowanie; aby więc swój błąd naprawić, wybrał kilka jabłek i podał je na talerzu gościom.
— Są bardzo smaczne. Żaden szczególniejszy gatunek, ale jednak znakomite. O, jabłka to szlachta naszego krajowego owocu. W Supowie w parku było kilka doskonałych jabłoni. A jakże się ma szanowna małżonka?
— Dziękuję za łaskawą pamięć. Jest zdrowa.
— O, pani Hordliczkowa jest znakomitą kucharką. Wspominam bardzo często niektóre potrawy, które w towarzystwie zmarłego przyjaciela, pana hrabiego na Supowie, spożywałem. W tej chwili przypominam sobie pieczoną rybę; — zdaje mi się, że widzę ją przed sobą, połyskującą łagodnym złocistym odcieniem, gęsto przekładaną plasterkami cytryny. Wiem, że chcesz pan rzec, iż pieczona ryba nie jest przedmiotem odpowiednim dla popisu wszechstronnie wykształconej kucharki. Ale zapewniam pana, że