I w kancelaryi dra Prawosława Zamotala znać było pewną apatyę.
Pióra przepisywaczów wlokły się po papierze, jak zreumatyzmowane, registrator pogrążał się nad każdą prośbą egzekucyjną w rozmyślania filozoficzne, zanim ją nareszcie odłożył, sam nawet młody koncepista przy oknie poświęcał więcej uwagi wróblom na oknie przeciwległego domu, niż faktycznym okolicznościom w skardze przeciwnika, które czekały na jego wyjaśnienia.
Na domiar złego o takiej porze rzadko kiedy przychodzą „strony.” Przez całą godzinę bywają drzwi gabinetu szefa otwarte, a dr. Zamotal zwraca bystrym słuchem uwagę na leniwe skrzypienie piór, rozeznaje każde staccato, każdą pauzę w tej skrzypiącej muzyce kancelaryjnej i wynurza się czasem ze swojej świątyni, aby złośliwem przerzuceniem fascykułów pobudzić apatyczną orkiestrę do żwawszej czynności.
Jedyna iskierka nadziei utrzymywała nieszczęśliwych dependentów nad przepaścią rozpaczy.
Szef wspomniał coś przed miesiącem o wycieczce do wód i rozdmuchiwał odtąd obiecującemi przygotowaniami płomyk nadziei w myśli swojego personelu.
Podawał prośby o trzy miesiące prolongaty dla upływających terminów, dyktował listy z aluzyami do obmyślanej wycieczki i kazał sobie zrobić elegancką walizę, którą przyjmował z rąk rymarza w kancela-
Strona:Świętopełk Czech - Jastrząb contra Hordliczka.djvu/89
Ta strona została przepisana.