Niegdyś we Włoszech był piękny młodzieniec
Zwany Franciszkiem, z Bernardonów rodu.
Podwójny pieśni i muzyki wieniec
Skroń jego chwałą, opasał za młodu.
Do dźwięków wiersza, do muzyki grania
Namiętnym taktem jego pulsa bity;
Lecz niebu więcej poświęcił kochania,
Z całego serca, ze wszystkiej swej siły.
Jak pierwszych wieków pustelnik sędziwy,
Pracą, modlitwą i postem się krzepi;
Lubił pustynię i natury dziwy,
Tam mu się modlić bywało najlepiej.
Tam, gdy go ogień rozpromienia Boży,
Ukląkłszy w cieniu gałęzistym drzewa,
Tak się zaduma, że piosnkę ułoży
I pocznie śpiewać, nie wiedząc, że śpiewa.
Nieraz, gdy gorzał w tej świętej zabawie,
W duszy nadziemska zjawiała się siła,
A przed oczami miewał sny na jawie,
Kraina cudów przed nim się odkryła. —
Jednego czasu, w noc ciemną majową
Na rozmyślaniach klęczał wedle drzewa;
W tem, na gałązce, ponad samą głowę,
Słowik czarodziej piosenkę zaśpiewa.
Taka go rwała do śpiewu ochota,
Że tworzył cuda gardziołkiem śpiewaczem,
Tryska trelami, pieści się, szczebiota,
I jakby rzewnym rozlega się płaczem.
Franciszek słuchał i — łzy lejąc z powiek,
Głośno zawołał: „O Boże mój, Boże!
„Ja, Krwią Najświętszą odkupiony człowiek,
„Czemuż tak cudnych hymnów Ci nie złożę?
„Bracie słowiku, nie uciekaj z drzewa!
„Serce mi rwie się do pieśni ptaszęcej;
Strona:Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu/154
Ta strona została przepisana.
RECITATIVO.