Pierwsze Jego lata upłynęły cicho i spokojnie, pod cieniem rodzicielskiego dachu, jak lata Dziecięcia Jezus w Nazarecie. Wskutek szczególnego zrządzenia Opatrzności, Pika, niby druga Najśw. Marya Dziewica, wychowała swego syna z wielką starannością, otaczała jego kolebkę całą czułością młodej matki dla swego pierworodnego i całą pobożnością chrześcianki, która przygotowuje duszę dla nieba[1].
Przekonana, że macierzyństwo jest rodzajem kapłaństwa w domowem ognisku, przyjęła równie ochoczo wszelkie jego trudy, jak i zaszczyty i sama karmiła swego syna.
Franciszek, w miarę tego jak wzrastał, stawał się żywym, wesołym i wcześnie okazywał rozwinięcie. Matka starała się przedewszystkiem kształcić jego serce i rozwijać te dobre skłonności, jakie w nim zauważyła. Jeżeli więc w późniejszym wieku Franciszek tak bardzo ukochał biednych, jeżeli słodycz w pożyciu jest wydatnym rysem Jego charakteru, jeżeli bywał całą duszą przywiązany do biskupa rzymskiego i jeżeli nareszcie Syn Boży, zaszczycając Go stygmatami swej męki, wyciska je na dziewiczem ciele, to matce Jego pobożnej za to należy się cześć i uznanie, że wychowywała dziecię w tym duchu pobożności, którym sama głęboko była przejęta. Od wychowania i dobrego przykładu zawisło całe szczęście dzieci. — Rodzice, chcąc, aby ich syn otrzymał wykształcenie odpowiednie ich majątkowi i duchowi czasu, powierzyli Go pobożnym duchownym, którzy kierowali podówczas szkołą św. Grzegorza. Jego bujna inteligencya zasmakowała w poezyi, znaczne też robił postępy w łacinie i w języku francuskim, od czego też Franciszkiem Go zwano.
Jak tylko skończył lat czternaście, wziął Go ojciec do handlu. Franciszek, młodzieniaszek piękny, uprzejmy, wspaniałomyślny, więcej chciwy sławy, niż bogactwa,
- ↑ Tomas Celano p. 1. c. 1.