Strona:Święty Franciszek Seraficki w pieśni.djvu/185

Ta strona została przepisana.

A wam że nie wstyd, na lada ziarno,
Na pierwszą lepszą przynętę marną,
Lecieć tak oślep, z takim pośpiechem?
Dać się tak łudzić kłamanem echem?...
Toć gdy brat szczery szuka was wiosną,
Czyż będzie gruchał tak wciąż tak głośno?
Nie! on się ozwie z rzadka i z cicha;
On nie was woła, lecz ku wam wzdycha.
Gdy nazbyt jęczy, nazbyt wykrzyka,
O! to już pewnie wabik ptasznika!

„Niechże przynajmniej, miłe ptaszątka!
Z nieszczęścia dla was będzie pamiątka,
Byście uchodząc ponęt i siatek,
Szukały sobie gniazdek — nie klatek.
A w nich, z wybranym po woli Bożej,
Niech się wasz piękny ród coraz mnoży,
By być pod niebem, jakby pod strzechą,
Światu ozdobą ludziom pociechą!“ —

Skończył — lecz one, czy to pojmując
Z głosu myśl słowa; czy sił nie czując:
Choć rozwiązane, jeszcze nie śmiały
Próbować lotu, i tak siedziały,
Jak w skwar, czekając kropli napoju.
Święty zrozumiał: „Lećcież w pokoju!“
Rzekł, i znak krzyża zrobił nad niemi...
Wnet wszystkie razem furkły od ziemi, —
Lecz na powietrzu, zwinąwszy lotem,
Zawisły nad nim, jak piór namiotem,
Ważąc się na swych skrzydłach rozpiętych
Jak chór aniołów w obrazach świętych.

Cześć i zdumienie zdjęły młodziana.
Kornie przed Świętym padł na kolana.