gardzić ziemią i wznosić się do nieba, gdzie wiecznie z Bogiem pozostawać mamy“.[1] Skowronki były jego ulubionymi ptaszkami, pochwalał ich unoszenie się w górę, tak jak znowu ganił w mrówkach zbytnią skrzętność w zbieraniu zapasów na zimę. Pewnego wieczoru, gdy miał się udać na spoczynek w swej pustelni w Alwernii, usłyszał śpiew słowika. Przejęty radością, silnie wzruszony, prosił swego towarzysza, aby na przemiany śpiewał z ptakiem na chwałę Najwyższego. Brat Leon odmówił, wymawiając się złym głosem; więc on sam odpowiadał skrzydlatemu śpiewakowi lasów do bardzo późnej godziny nocy. Gdy się zmęczył, pierwszy przywowołał ptaszka do siebie, posadził go na ręku, popieścił, powinszował mu, że odniósł zwycięztwo, i rzekł do brata Leona: „Dajmy jeść naszemu bratu słowikowi, zasłużył na posiłek więcej niż ja“. Słowik zjadł kilka okruszyn chleba z ręki seraficznego Ojca i odleciał z jego błogosławieństwem.[2]
Po ptaszkach, Święty miał szczególniejsze przywiązanie do owieczek i baranków, gdyż one przypominały mu Baranka bez zmazy, zamordowanego na Kalwaryi dla odkupienia ludzi. Jeżeli spotykał te ciche, nieszkodzące nikomu zwierzęta, prowadzone na rzeź, płakał z rozrzewnienia i nie odchodził, dopóki ich nie wykupił od śmierci. Spostrzegłszy pewnego dnia owieczkę, pasącą się samą jedną pomiędzy gromadą kozłów, rzekł do swych braci z głębokiem westchnieniem: „Tak nasz słodki Zbawiciel Jezus był pomiędzy żydami i faryzeuszami!“ Jego towarzysze postanowili kupić owieczkę, ale nie mieli pieniędzy i nic więcej prócz swych habitów. Pewien kupiec, który przechodził wtedy, dowiedział się o tem ich kłopocie, zapłacił za owieczkę i dał ją świętemu Franciszkowi.