miątkę, że Słowo Wcielone cierpiało za nas na drzewie krzyża. Chciał, aby w każdej porze roku w ogrodzie klasztornym zasadzono kwatery kwiatów pachnących na pamiątkę tego kwiatu mistycznego, który wyszedł z gałązki Jessego i którego zapach rozradował świat cały.
Oto jedno z tych udatnych wyrażeń, jakie Mu się z ust czasem wyrywały, zdaje się wypowiadać myśl Jego o tym przedmiocie. Pamiętajmy, z jakiem uszanowaniem podnosił każdy kawałek pisma, które upadło na ziemię, z obawy, aby nie zdeptać nogami jakiego zdania o Bogu i Jego doskonałościach. Kiedy jeden z uczniów zapytał go, dlaczego z równą ostrożnością podnosił pisma pogan: „Mój synu“, odpowiedział, „dlatego że znajduję tam litery, z których się składa święte imię Panu; dobro: jakie zawierają te pisma, nie należy ani do pogan, ani do ludzkości, ale do samego Boga, źródła wszelkiego dobra.[1] W rzeczy samej wszystkie pisma duchowne i świeckie czyż są czem innem, jak zgłoskami, któremi Bóg pisze imię Swoje w umyśle ludzkim, jak pisze je na niebie gwiazdami.“[2] Tak więc nasz Święty przysłuchując się tajemniczym dźwiękom ziemi, zwracał się do źródła wszelkiego piękna. Jest to jedna z najczulszych stron Jego charakteru, wszyscy historycy korzystają z niej, nazywając świętego Franciszka wielkim miłośnikiem natury. I słusznie, ale nie zapominajmy, że miłuje on tak bardzo naturę dlatego, że jest jednym z najgorliwszych czcicieli Boga. Ta miłość tak doskonała, która we wszystkiem widziała Boga, ta miłość tak mocna i stała, która odnosiła wszystko do Boga, łączyła się w Franciszku z najtkliwszą i najprostsza pobożnością. Z jaką gorącą pobożnością mówił o tajemnicach wcielenia i narodzenia Zbawiciela! Z jaką radością witał poświęcone tym tajemnicom uroczystości! Bracia zapytali się Go, czy dobrze