Strona:Świat R. I Nr 10 page 26 2.png

Ta strona została przepisana.

mia usunęłaby mu się z pod nóg. On żyć może tylko tem życiem codziennem, opromienionem uśmiechem i pieszczotą kochanej kobiety. A poeta? Wątły efeb jest panem w królestwie snów i marzeń, cierpienie nastroi jego lutnię na mocniejsze tony, wyrwie z nich pieśń bolesną, potężną, i zarazem kojącą. — Wybieram słabszego, mówi ze słodką rezygnacją Candida, kiedy zrozpaczony mąż stawia kwestję na ostrzu noża. Któż będzie tym słabszym? Czy tęgi, barczysty pastor, przywódca wielotysięcznych tłumów, agitator wpływowy, biskup w niedalekiej przyszłości? Czy też ów dzieciak cherlawy, mdlejący wobec nieprzyjemnego zapachu, pozbawiony wszelkiego zmysłu praktycznego, zdolny umrzeć z głodu z czekiem na 500 rubli w kieszeni? Candida nie waha się na chwilę. Dla niej słabszym jest ten, kto nie posiada duszy wrażliwej i twórczej, — słabszym jest jej mąż.
Shaw odsłania duszę bohaterów z uśmiechem drwiącym, niekiedy wzruszonym. I w tem tkwi przedziwny urok jego sztuki. Szyderstwo i wzruszenie splata niewidzialnym węzłem w jedną całość. Czyż życie nie jest tragi-farsą?..
„Candidę“ grano bardzo starannie, choć w sumiennej pracy artystów brakło może pierwiastku twórczego.
Pierwsze przedstawienie „Candidy“ poprzedził odczyt Adolfa Nowaczyńskiego o Bernardzie Shaw, nakreślony ze zwykłą u tego pisarza błyskotliwością formy i zręcznością ujęcia. Czy inowacja odpowiada istotnej potrzebie? Tego rodzaju „konferencje“, objaśniające sztukę i autora, urządzane bywają na Zachodzie przed przedstawieniami popularnemi, t. j. temi, które przeznaczone są dla szerszych warstw społecznych i dla młodzieży. Wątpię, iżby ich potrzebowała nasza publiczność „premierowa“.

S. K.