Strona:Świat R. I Nr 11 page 11 1.png

Ta strona została przepisana.

Tomasza Morus'a lepiej znamy z drobnych rysunków Holbeina, niż z olbrzymich monografii zostawionych nam przez humanizm — dla tego też portrecista ma zadanie niezmiernie wdzięczne, lecz i „obowiązek“ niemały.
Gdybyśmy w epoce: Kochanowskiego, Reja, Orzechowskiego posiadali jakiego dobrego portrecistę!! Wszyscy ci wielcy są dla oczu naszych, tak dobrze, jak straceni, bo przecież słabe owoczesne drzeworyty, ledwie że cień jakiś, marę owych ludzi nam przechowały. Jaka szkoda, jaka niepowetowana szkoda!!
Inaczej dziś! Pokolenia przyszłe znajdą doskonały materyał ikonograficzny, zostawiony przez naszych współczesnych malarzy, bo tylko dobry „artystyczny portret“, daje to, co zostaje trwałem świadectwem o danym człowieku, żadna fotografia, najlepsza nawet, nigdy temu zadaniu nie sprosta!!
Wśród tych dwudziestu paru płócien, uderza przewaga „portretów kobiecych“ przedewszystkiem, a potem predylekcya do barw ciemnych — brunatnych, to ulubione tony autora! Jawne tam, gdzie jest najlepszym, gdzie najpełniej się wypowiedział, tam spotykamy tych barw najwięcej. Czy to będzie doskonały w swym wyrazie adwokat Patek, czy portret obok zawieszonej — ślicznej brunetki, kobiety o migdałowych oczach, śniadej oliwkowej cerze kreolki, rozwartych maluchnych nozdrzach, jak granat pełnych, niepokojących ustach, a niby do zwierzeń stworzonych uszach. Wszędzie tam malarz stoi na wysokości zadania. Nieco dalej konterfekt Jaroszyńskiego znanego estety i krytyka. Jak doskonale pochwycony ruch głowy, wyraz całości, podobieństwo materyalne i duchowe.
A oto — primadonna — Bogucka, — widzimy parę razy powtórzoną oczarowanym pędzlem malarza. Raz w całej sylwecie „grisaille“ smukła, rozkoszna, młoda kobieta, a lubo wyrazu twarzy nie widzimy, jako że z tyłu portret jest przedstawiony, jednakże cała poezya figury, cały wdzięk „linii“ czujemy, i podziwiamy najchętniej.
A oto: „Antonia" — któż niezna tej poetycznej postaci z czarujących „Bajek Hoffmana“. Bogucka — Antonia marzy, śliczną główkę na łabędziej szyi uniosła w górę, lewą ręką muska klawiaturę.... Jestto jedyny portret obrazowy, co doskonale go wyróżnia z otoczenia, pozwalając widzowi przenieść się myślą w świat przemiły naszych prababek, świat czarnych „sylwetek“ na ścianach, wyszywanych pantofli, pieśni o Filonach i całej tej dobroduszno spokojnej, miłej atmosfery lat trzydziestych przeszłego stulecia:
„Karoliku, Karoliku!!
Więdną róże w mym słoiku...."
— Zdaje mi się, że słyszymy te „słodkie arye“ — i kochamy jeszcze więcej te epokę za to, że dała sposobność dzielnej artystce, stworzyć tak dobrze graną rolę, a malarzowi to samo, spotęgowane przenieść na płótno.
Redaktor „Nowej Gazety" Kempner — to znów „typ", doskonały portret powszechnie znanego człowieka, szeroko śmiałem uderzeniem pędzla powstały.
Znów „Piękna Pani“ — Nowaczyńska, urocza żona głośnego literata. O jaka żywa! Ten sam urok tak dobrze nam znany, to samo spojrzenie przepięknych ciemnych oczu — ten własny ruch postaci — coś, coś z sarny i drobnych kociąt rozbawionych....
Model wszystko to przyniósł, malarz miał pozorniej ułatwione zadanie — ale tak piękne kobiety właśnie malować trudno, bo wszelkie piękno naśladować trudno!
Z płótna, ledwie gdzie niegdzie pokrytego farbą, wygląda mądra twarz D-ra Przyborowskiego, sucha, dystyngowana postać. Z portretów męzkich jestto najwięcej udana rzecz kollekcyi. Nie zawsze równie dyskretnie, z równą prostotą malarz wyzyskuje modele — tu sztuka z naturą zawarły kontakt wyjątkowo szczęśliwy. Czasem mało — bywa najwięcej!
Ktokolwiek zwiedzał kolekcyę arcydzieł Lenbacha w Monachijskiej pracowni mistrza, z pewnością nie zapomni paroma jakby kreskami chwytane podobizny współczesnych znako-