Strona:Świat R. I Nr 4 page 19 2.png

Ta strona została przepisana.

— Powiedzcie mi — prosił — powiedzcie, gdzie ona? Była piękna jak słońce zanim ogarnęła mię noc zazdrości i zacząłem jej złorzeczyć... Teraz wyleczyła mię śmierć... i znowu kocham... Gdzie Aurora?
— Tutaj — odpowiedział Enrico z uśmiechem złośliwym i wskazał palcem na (trochę już nadpsuty, ale jeszcze błyszczący) ideał młodzieńca.
Ale młodzieniec nie uwierzył i bardzo się rozgniewał.
— Nie szydź ze mnie, błaźnie! — krzyknął z płaczem i wybiegł z salonu, by dalej się wałęsać od grobu do grobu i wszędzie pytać, czy tu wypadkiem nie leży piękna Aurora.
Enrico popijał herbatę i rezenował i dalej się przechwalał:
— Osły, osły... Żyliście jak waryaty i dlatego nie macie wspomnień... Ciebie, Auroro, zdradziła piękność, i dlatego był gorzki twój zachód... Jak można liczyć na piękność?.. Tego młodzieńca koniec był gorzki, bo ty go zdradziłaś... Jak można liczyć na kobietę!... Nikt z was nie miał pięknego życia, bo żyliście jak dzieci...
Pił herbatę i przechwalał się i kłamał:
— Tylko moje życie było piękne od rana do wieczora... I teraz mam o czem myśleć... Bo miałem miliony... A złoto się nie psuje i złoto jest wierne... Cieszyłem się nieraz aż do końca... Kiedy umierałem, w skrzyniach moich więcej było pieniędzy, niż w całej Messinie...
Kiedy tak mówił, wstał nagle Pafnucyusz, zbliżył się do niego znienacka i zaczął mu się śmiać w oczy tak zuchwale i brzydko, że Enrico zadrżał i oniemiał...