Strona:Świat R. I Nr 4 page 24 1.png

Ta strona została przepisana.
Żywe obrazki.

Idee pana adjunkta.

W tem miejscu potrząsnął łysą błyszczącą głową swoją, zaciągnął się papierosem, dym puścił przez nos i wywnioskował sentencyonalnie:
— Ja panu powiadam. Nie dobrze będzie teraz, nie dobrze. Wspomni pan moje słowa...
Powiedziawszy to umilkł na dłużej. Palił tylko zawzięcie papierosa. Widocznem było, iż przez to milczenie pragnął nadać słowom swoim większą wartość.
Spostrzegłszy, że czeka na to, aby go do mówienia zachęcać, wtrąciłem:
— Nie dobrze? Czyż? panie adjunkcie...
— Mówię panu. Ja jestem człowiek doświadczony. I dziesięć lat już adjunktem. A gdzie, pytam, można nabrać więcej doświadczenia, jak nie w cyrkule? Pan się uśmiecha, widzę...
— Ja tylko potakuję...
— Nie, nie, pan się uśmiechnął. I pan się uśmiechnął ironicznie. Ja to widziałem. Ho! ho! ja mam oczko... Mnie wszyscy komisarze mojego cyrkułu zazdroszczą oczka. A przeżyłem już ich sześciu. Komisarzy. Ja w ludziach na wylot widzę. Ja w całem mieście na wylot widzę. Chce pan, ja panu powiem, co to znaczył ten pański uśmieszek...
— Ależ, panie adjunkcie, ja bez żadnej złej myśli...
— Ja nie powiadam, że pan miał złe myśli. Panu tylko do głowy przyszło, że teraz to złe czasy nastały dla pana adjunkta, bo nikt już nie będzie dla niego taki uprzejmy jak wczoraj. I że za to będą dobre czasy dla tych, co już uprzejmi dla pana adjunkta być wcale nie potrzebują. Czy nie? Tak z ręką na sercu?
— Kiedy pan adjunkt zaraz posądza ludzi o takie brzydkie rzeczy. Pfe!...
— A ja się z panem założę, że wcale nie będzie lepiej. O co pan tylko zechce! Wie pan dlaczego nie będzie dobrze?...
— Nie zupełnie.
— Bo nie będzie łapówki. Ot co! — zawołał prosto z mostu.
Tu znowu dłuższem milczeniem podkreślił moc i wagę odsłoniętej przede mną prawdy. I znowu zaciągnął się parokrotnie, aby po chwili puścić przez dziurki nosa dwa strumienie niebieskawego dymu.
Co do mnie wahałem się, ażali mam uwierzyć w tę prawdę. Gdybym się nie był przed momentem do-