kobiety i to różnego autoramentu. Zdarzały się nawet awantury. Panna Dzwonkowska, odnajmująca pokój obok Borowicza, miewała również gości. Pani Prekoszowej chodziło o kontrolę sublokatorów z dwóch względów. Po pierwsze z obawy przed złodziejami i po drugie z wewnętrznej nienasyconej potrzeby posiadania jak największej ilości informacyj o całym otoczeniu. W ten sposób wiedziała dokładnie wszystko, co można było skonstatować w każdej z nią rozmowie. Kto nie zapłacił krawca, kto „gustuje“ w blondynkach, kogo wzywają do jakiegoś urzędu, kto był na balu, czy w restauracji — wszystko to, nie wyłączając przybliżonego określenia spożytych przez sublokatora potraw i wypitych alkoholów — stanowiło bogaty materiał do długich rozmów z zaufaną Marcysią, lub z kimkolwiek, kto niebacznie dał się wciągnąć w rozmowę.
Borowicz mało miejsca zajmował w encyklopedii pani Prekoszowej. Płacił punktualnie, kobiet nie sprowadzał, wcześnie wracał do domu i zawsze trzeźwy.
Dzięki temu nie wzbudzał specjalnej ciekawości. Pewnego razu słyszał, będąc w łazience, na ten temat dobitne orzeczenie Marcysi:
— Ten pan Borowicz, proszę pani, to jakiś zakazany. Wciąż myśli i myśli, aż straszno.
— Mówiłam Marcysi, że on taki jest. Pewno kocha się bez wzajemności — zapewniała pani Prekoszowa.
— Ale tam.
— Dlaczegóż nie?
— Gdyby tak było, jak pani mówi to chodziłby smutny, a on nie, tylko taki poważny, aż nieprzyjemnie.
Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.