udowodnić, że słuchała uważnie, zaczęła rozwijać szczegóły i żądać podobnych przykładów na baroku. Borowicz jednak czuł się ośmieszony i wycofał się kilkoma ogólnikami.
— A mnie się zdaje — odezwał się Malinowski — że tu nie tyle można mówić o linii, czy o stefanowych wykwitach ducha, ile o zmyśle praktycznym. Decyduje postęp techniki, który pozwala na budowanie coraz wygodniejszych, coraz tańszych gmachów. Celowość! Oto jedyny wskaźnik. Co ma duch do wygodnego i taniego rozkładu mieszkania? Chodzi o oszczędność materiałów, miejsca i robocizny przy zapewnieniu maximum komfortu. Jeżeli jest tu jakaś idea, to idea zapewnienia sobie ciepłego, higienicznego, dobrze przewietrzanego locum.
Roześmiał się, a Borowicz zaciął usta, by nie odpowiedzieć mu jakimś dobitnym epitetem.
Pani Bogna zaoponowała:
— Obracasz zagadnienie w żart, ujmując tę jego stronę.
Borowicz spojrzał na zegarek i wstał:
— Już jedenasta — powiedział — na mnie czas.
Wstali również i oni. Malinowski całując na podziękowanie rękę Bogny wystrzelił nowym aksjomatem:
— Gdy się tak przyjemnie rozmawia, to człowiek zapomina o godzinie.
— Nie zatrzymuję was. Jakże się pan czuje? — zwróciła się do Borowicza.
Zapewnił ją, że zupełnie dobrze. Umyślnie pierwszy wyszedł do przedpokoju, by zostawić ich samych i zdziwił się, że Malinowski okazał tyle przyzwoitości, że nie skorzystał z tego. Po chwili obaj byli już za drzwiami.
Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.