Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

na została pochwycona w ramiona przez ładnego roześmianego młodzieńca. Broniła się chwilę. Na ekranie były widoczne tylko jego szerokie plecy, silny pochylony kark i na plecach piąstki bombardujące ich muskularną przemoc. Po chwili jednak ręce dziewczyny zwolniły tempo, ustały i splotły się dookoła szyi młodzieńca.
Bogna doskonale zdawała sobie sprawę z banalności tej scenki, lecz jednocześnie krew napłynęła jej do twarzy i powietrze napełniające płuca nabrało jakiegoś dziwnego przejmującego smaku: był to pierwszy moment w jej życiu, gdy poznała, że ma również zmysły, że istnieje przed nią nowe nieznane morze wrażeń i odczuć, których nawet nie przeczuwała, a o których słysząc lub czytając, nie umiała wyrobić sobie sądu. Podejrzewała innych, a raczej inne kobiety o kłamstwo lub przesadę, to znów siebie o jakiś błąd czy brak organiczny, czy nerwowy. W każdym razie unikała rozmyślań nad tym tematem, a za nic w świecie nie poruszyłaby go w rozmowie z kimkolwiek.
Było to bardzo niemądre, ale mimo woli obejrzała się na siedzącego obok męża. W ciemności jego wyrazisty profil z wysokim jasnym czołem i szeroką siwiejącą brodą rysował się subtelnymi szlachetnymi liniami. Kochała go, ceniła, podziwiała. I nic się nie zmieniło w niej dla niego, ale przecież zrozumiała, że nigdy nie był dla niej tak bliski, jak ten zakochany chłopiec na ekranie.
Pocałunek już się skończył i młodzi trzymając się za ręce pobiegli przed dom, gdzie siedział ojciec dziewczyny. Dziewczyna powiedziała:
— To jest mój chłopiec.
Powiedziała „mój chłopiec“ i Bogna nie mogła oczu