Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

zaczęła się zmieniać. Borowicz zbliżył ich. Z biegiem czasu stopniowo odkrywała w nim to wszystko, co czyniło go coraz bardziej podobnym do owego chłopca z amerykańskiego filmu. Prosty, wesoły, trochę dziecinny, trochę za lekko, trochę zanadto optymistycznie patrzący na życie, silny, wysportowany, zdrowy fizycznie i psychicznie, ot zwyczajny dobry chłopiec, który ma zdrowe męskie aspiracje, a aspiracje te zamknął w pragnieniu zbudowania przyszłości dla siebie i dla kochanej kobiety.
Była to jedna z pierwszych ich rozmów, gdy powiedział:
— Proszę pani, żeby pokochać trzeba najpierw mieć możność realizowania tego uczucia. To znaczy, trzeba wiedzieć, że się zapewni przyzwoity byt kochanej istocie. Ale co zrobić, jeżeli się pokocha wcześniej?
Był nieśmiały. Bogna wiedziała poza tym, że w biurze nie zaleca się do żadnej z pracowniczek, a gdy częściej bywali ze sobą, spostrzegła, że zupełnie nie zwraca uwagi na inne kobiety. Minęło też pół roku od ich zbliżenia się, gdy zdobył się na wyznanie. Nie umiał obchodzić się z kobietami i to stanowiło jego zaletę. Wówczas pojechali kajakiem aż pod Wilanów. Wisła tu była pusta, pomimo niedzieli. Wyciągnął kajak na piaszczystą łachę, a później przenosił Bognę na brzeg, brnąc po pas w wodzie. Oczy mu się iskrzyły, a chociaż śmiał się, miał zaciśnięte szczęki. Nie puścił jej od razu. Stał, trzymając ją mocno i lekko zdyszanym głosem powiedział:
— Żeby pani wiedziała, jak ja panią kocham...
Przytuliła się do niego i podała mu usta. Później położył ją na trawie i całowali się aż do utraty tchu. Było to takie proste i takie piękne. Uczucia ich powstały i roz-