Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziwak jest. Zdziwaczał do reszty. Śmieszny chłop.
— Bardzo go lubię — powiedziała Bogna.
— Ja też, ale wiesz, najdroższa, co mi przyszło do głowy?... Zdaje się, że Stefan złości się na mnie, że się z tobą żenię.
— Cóż znowu! — zaprzeczyła żywo.
— Mówię ci. To się jemu nie podoba. A może jest zazdrosny?!
Wybuchnął śmiechem.
Bogna spojrzała nań zdziwiona:
— Co też ty wygadujesz!
— Żartuję, ale na to może wyglądać. Przecie gdyby kochał się w tobie, nie pozwoliłby mnie sprzątnąć ciebie sprzed nosa...
— Brzydko się wyrażasz — przerwała — a poza tym Stefan, moim zdaniem, przeżywa po prostu jeden ze swoich okresów psychostenicznych.
— Może.
— Na pewno — podkreśliła.
Za nic w świecie nie chciałaby, by Ewaryst domyślił się prawdy. Gdyby doszedł do przeoknania, że Borowicz tak zawzięcie przeciwstawiał się ich zamierzonemu małżeństwu, stosunki między dawnymi przyjaciółmi musiałyby zerwać się na zawsze, a tym bardziej i ona z konieczności musiałaby wyrzec się widywania Borowicza i rozmów, które tak lubiła. Tymczasem była przekonana, że w końcu dawne stosunki powrócą w miarę tego, jak Borowicz przekona się o bezzasadności swych zastrzeżeń i niechętnej oceny Ewa. W gruncie rzeczy miała jednak żal do Borowicza, żal za brak zaufania i za to usuwanie się. Czemuż nie chce przekonać się, że się myli?... Oczywiście do-