Jednakże nie przychodziło.
W dzień ślubu na tym tle doszło do małej awanturki, przy której Jędrusiowa popłakała się i nie chciała złożyć Ewarystowi życzeń.
— Nie takich panów widziałam — krzyczała z kuchni — a też człowieka umieli uszanować.
— Przeproś ją, Ew — szepnęła błagalnie Bogna.
— No, wiesz — oburzył się — mam kuchtę przepraszać.
— Nie miałeś racji — dodała miękko.
— A chociażby — wzruszył ramionami — wolno mi nie mieć racji, a jej rzecz słuchać i milczeć.
— Zrób to dla mnie — prosiła — dziś taki ważny dla nas dzień. Nie chciałabym go mącić.
Zawahał się:
— Hm... może rzeczywiście byłaby to zła wróżba... Ale przecie nie będę jej przepraszać...
— Co ci szkodzi, kochany?...
— Poczekaj — podniósł palec — już ja to załatwię.
Poszedł do kuchni i Bogna przez otwarte drzwi słyszała, jak mówił:
— No, niech się Jędrusiowa uspokoi. Dziś mój ślub, a Jędrusiowa jest niegrzeczna, ale ja chcę, żeby znała moją dobroć. Ma tu Jędrusiowa dziesięć złotych. No, proszę.
— Po co mi te pieniądze — odburknęła staruszka.
— Niech Jędrusiowa weźmie. Przyda się. No i dobrze. W porządku.
Wrócił do jadalni z zadowoloną miną i przymrużył oko:
— Słyszałaś?
— Owszem — powiedziała bez pochwały w głosie.
Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.