Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

chała go za to jeszcze bardziej. Roli swej nie pojmowała bynajmniej jako pedagogicznej. Była to najzwyczajniejsza pomoc, udzielana komuś bliskiemu, najbliższemu, którego chciało by się widzieć nie ideałem, broń Boże, lecz swobodnym, miłym i powszechnie lubianym człowiekiem. Nie znajdowała też, by Ewaryst nie miał kultury. Brak kultury zaznaczałby się właśnie wtedy, gdyby nie starczało mu woli wyzbycia się pewnych niekulturalnych nalotów, gdyby nie żywił pragnienia ulepszenia, udoskonalenia siebie.
Wprawdzie dotyczyło to tylko rzeczy zewnętrznych, lecz sam fakt istnienia takich, a nie innych jego dążności, sama jego wyczulona ambicja i wysokie poczucie godności świadczyły o jednoczesnym doskonaleniu się wewnętrznym.
Nie wiele wiedział o malarstwie, muzyce, stosunkowo słabo znał literaturę, lecz zawsze chętnie wdawał się w rozmowę na te tematy, słuchał z zainteresowaniem, a sądy wygłaszał ostrożne i powściągliwe, trafne, choć może nieco stereotypowe.
Zresztą o bogactwie psychiki Ewarysta świadczyło już to jedno, że kochał Bognę jasną, prostą miłością.
Wieczorami chodzili na dłuższe spacery, lub wstępowali do kina. Na filmach znał się wybornie, pamiętał nazwiska wszystkich wybitniejszych aktorów i aktorek, oceniał zalety reżyserii i scenariusza i zajmował się tym do tego stopnia, że co tydzień kupował kilka czasopism filmowych.
Kiedyś powiedział ze śmiechem:
— Wyobraź sobie, że przed kilku laty omal nie zostałem sam gwiazdorem.