Teraz jednakże, gdy po raz dwudziesty czytał swoje notatki i po raz dwudziesty dochodził do przekonania, że zmienić ich, rozszerzyć, skonkretyzować, przerobić na memoriał nie potrafi — przyszedł mu na myśl właśnie Jagoda. Ten miał zawsze jakieś projekty, jakieś inowacje, jakieś „podstawy społeczne“ czy „tezy zasadnicze“...
Ale dzielić się z nim pracą równałoby się odkryciu kart, no i otworzeniu przed nim drzwi, które Malinowski trzymał teraz oburącz za klamkę. A drzwi te prowadziły do kariery.
Pozostawała Bogna. Wbrew zwyczajowi o tych swoich planach nie wspomniał jej dotychczas ani jednym słowem. Przewidywał, że spotka się z opozycją. Bogna przepadała za Szubertem i za żadne skarby w świecie nie przyłożyłaby ręki do wysadzenia go z siodła. Wprawdzie Ewaryst mógł chwycić się w stosunku do niej środków, które uważał za nieodparte, mógł rozgniewać się, nie odzywać się do niej, no i na dwie, trzy noce zapomnieć o jej istnieniu. Był pewien, że tym przeprowadziłby wszystko. Nie było jednak potrzeby wywoływania awantur, skoro wystarczało rzecz przemilczeć.
Kiedy jednak okazało się, że rachuby na fotel prezesowski są na razie zupełnie nieaktualne, a na przeprowadzeniu planu stracić może jedynie Jaskólski, można było pomówić o tym z Bogną spokojnie.
— Tym bardziej, że i tu nie potrzebuję jej wyłuszczać wszystkiego. Wystarczy, że powiem co mam zrobić i z lekka zapytam o jej radę. Może nawet nie zorientować się jakie będą skutki mego memoriału.
Jednakże rozmowę tę Malinowski odkładał z dnia na dzień, mając nadzieję, że sam znajdzie rozwiązanie. W
Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.